niedziela, 14 października 2012

Rozdział 7

 Frank

- Mamo? - niepewnie wsunąłem się w głąb salonu. Moja rodzicielka siedziała na kanapie, oglądając jakieś telenowele.
- Tak, skarbie? - kompletnie mnie zamurowało. Sądziłem, że po tym co wczoraj zobaczyła, będzie krzyczeć, wytykać mi to i owo, a nawet że wyrzuci mnie z domu. A ona tak po prostu sobie spokojnie siedziała oglądając telewizję.
- Chciałbyś ze mną o czymś porozmawiać? - dodała, gdy zauważyła, że nie odzywać się już kilka chwil.
- J...ja.. tak. Chcę z Tobą pogadać... - powoli podszedłem do kanapy i usiadłem obok matki. Było już za późno żeby się wrócić, więc kontynuowałem. - o tym, co się wydarzyło w moim pokoju...
-Ach, o to ci chodzi! Nie przejmuj się. Przecież nic się takiego nie stało.
-Nie? A wczoraj to wyglądało inaczej.
-Wiesz. To był po prostu szok, ale nie martw się, spodziewałam się tego.
-Tak? Niby kiedy? - spytałem z niedowierzaniem.
-Po tym, jak o nim opowiadałeś. Byłeś wtedy taki...szczęśliwy.
-To ty nie jesteś na mnie wściekła?
-Ależ skąd! W pełni to akceptuje. Nie ważne jaki jesteś. Dla mnie zawsze będziesz moim kochanym synkiem.
-Dzięki...-odpowiedziałem- Mamo...- nie wiedziałem jak o to spytać.- Mógłbym przez kilka dni zamieszkać z Gerardem?- nie obchodziło mnie to, czy zabrzmi to tak dziwnie, jak mi się wydaje.
Ona tylko rzuciła krótkie "nie" i poszła do swojego pokoju. Dopiero po chwili dotarły do mnie wypowiedziane przez nią słowa. Dlaczego się nie zgodziła? Ale nie dałem za wygraną. Poszedłem pod drzwi jej sypialni.
- Maaaamooo, błagam. Są wakacje. Chyba mogę nocować u kolegi, nie?
- Nie! - usłyszałem głos za drzwiami.
- Ale mamo! Na jeden dzień, no!
- Nie ma mowy.
- Ale dlaczego?! Każdy normalny nastolatek czasem nocuje u kolegów.
- Ale Ty nie jesteś normalny! Koniec tematu.
Tak, to mnie zabolało. Niby mnie akceptowała, a tu takie coś...
   W sumie, to nie zamierzałem jej słuchać. Pobiegłem na górę, spakowałem do torby tylko najpotrzebniejsze rzeczy i wyszedłem z domu. Na dworze padało. Nie zwracając uwagi poszedłem  w stronę Hill Street. Chyba numerem domu Gerarda był 7. Gdy dotarłem na miejsce, nikogo nie zastałem. Postanowiłem czekać. Usiadłem na schodkach do werandy. Minęła godzina. Dwie. Trzy. Słońce już prawie chyliło się ku zachodowi. Odparłem głowę o ścianę i zasnąłem. 
-Frank... Frank. Frank!- czyjś głos wyrwał mnie z głębokiego snu.
-Co?!-krzyknąłem.- Gee? Co ty tu robisz?
-Mieszkam.-odpowiedział ironicznie.- Co ty tu robisz?!
- Eee...Nie będziesz miał nic przeciwko, jak przenocuje u ciebie?
-Nie, ale co się stało? Wyrzuciła cię z domu.-zachichotał cicho.
-Sam odszedłem. Na początku było wszystko ok, ale potem nie pozwoliła mi... pójść do ciebie. Nie zamierzałem jej słuchać i oto jestem.
-Dobra, wchodź do środka.
Po chwili znalazłem się w dużym pomieszczeniu. Gee poszedł do kuchni, a ja udałem się za nim.
-Kawy?-spytał.
- Nie dzięki. Marzę tylko o tym, żeby się porządnie wyspać.

***
- To ja się prześpię na kanapie.
- Nie, nie, nie. Śpisz w łóżku. - nasza kłótnia o to, gdzie kto śpi, trwała już jakieś 10 minut.
- Ale ja nalegam. Kanapa mi wystarczy. - chłopak ciągle upierał się przy swoim.
- Nie! Masz mieć wygodnie i masz spać w łóżku!
- Kanapa jest wygodna, co od niej chcesz?
- Jesteś tu gościem i masz spać w łóżku.
- A jak nie, to co?!
- No nic... - nie miałem żadnych argumentów, aby kontynuować tą dyskusję.
- No więc śpię na kanapie i koniec tematu. - tak, znowu poległem. Westchnąłem ciężko, odwróciłem się na pięcie i poszedłem sypialni, gdy Frank układał się na swoim posłaniu.

0 komentarze:

Prześlij komentarz